Info

Suma podjazdów to 16545 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Nie mam rowerów...Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec1 - 5
- 2015, Luty6 - 20
- 2015, Styczeń2 - 8
- 2014, Listopad3 - 11
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień1 - 0
- 2014, Sierpień3 - 5
- 2014, Lipiec2 - 2
- 2014, Czerwiec2 - 10
- 2014, Maj2 - 9
- 2014, Kwiecień5 - 5
- 2014, Marzec1 - 7
Na koniec Świata czyli Czerwonym z Balnicy do Łupkowa
Sobota, 28 czerwca 2014 · dodano: 04.12.2014 | Komentarze 0
Wyjazd zaplanowany przez Tomka. Celem było pokonanie odcinka czerwonego szlaku granicznego z Balnicy do Łupkowa.
Startujemy z miejscowości Maniwów, by po krótkim czasie dotrzeć do Balnicy. Tu zaczynamy eksplorację "czerwonego". Początek zapowiada nam super zabawę.
Tak początkowo wyglądał czerwony szlak - soczysty singielek.
Po krótkim jednak czasie zobaczyliśmy coś takiego.
Przez pasmo musiała przetoczyć się jakaś konkretna nawałnica, albo seria nawałnic, bo im dalej zapuszczaliśmy się robiło się nieciekawie.
Nie liczyliśmy ile razy bawiliśmy się w "przełaj", ale na pewno dużo.
Przez dłuższy czas jazda wyglądała tak, że jechało się max 100 -150 m, zsiadło się, przenosiło rower nad pniem i dalej jechało. Coś takiego potrafi nieźle człowieka zmęczyć. Tomek był bardzo zawiedziony i myśląc, że jestem na niego wkurzony za wybór trasy, co chwila pokutnie bił się w pierś. Ok, fajniej by było śmignąć tę traskę na prędkości, ale czasem tak bywa, jak się człowiek na koniec świata wybierze, więc nie jego wina.
Oczywiście fajne odcinki też bywały, a od Wysokiego Gronia - 905 m.n.p.m znowu zaczęła się fajna jazda.
Po minie kolegi widać, że jakość szlaku się poprawiła.
Zauroczony malowniczymi widokami, tracę czujność i przez wysokie trawy jadę na pewniaka, by po chwili wpaść w czułe objęcia matki Ziemi. Leżąca w poprzek ścieżki duża gałąź ściąga mnie z roweru w ciągu kilku milisekund. Zero czasu na reakcję, na wypięcie się z es-pe-de. Na szczęście samo się powypinało, rower został, a ja parę metrów dalej wąchałem ściółkę. Lądowanie miałem miękkie i szybko kontynuowaliśmy dalszą jazdę.
Szlak robi się nieźle zarośnięty i zaczynam zabierać pasażerów na gapę. W tym sezonie dopadła mnie kleszczofobia. Naczytałem się o tym małym gównie i przy każdym pauzowaniu bacznie oglądam ręce i nogi.
Tak jesteśmy na szlaku.
Trawy w pewnym momencie sięgają szyi, a my próbujemy znaleźć transgraniczny tunel kolejowy. W końcu udaje nam się.
416 metrów z zakrętami i wypadasz na Słowacji - odpuszczamy, bo tu też jest fajnie.
Wzdłuż torów docieramy do opuszczonej stacji w Łupkowie, widoki zapierają dech w piersiach.
Widok na lewo.
Na prawo.
Z Łupkowa trochę szutrami, trochę asfaltami wracamy do auta. Przeciągnęła się nam się w czasie ta wyrypa, głównie ze względu na stan szlaku. Koniec Świata po prostu.
KONIEC ŚWIATA na koniec relacji.