Info

Suma podjazdów to 16545 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Nie mam rowerów...Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec1 - 5
- 2015, Luty6 - 20
- 2015, Styczeń2 - 8
- 2014, Listopad3 - 11
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień1 - 0
- 2014, Sierpień3 - 5
- 2014, Lipiec2 - 2
- 2014, Czerwiec2 - 10
- 2014, Maj2 - 9
- 2014, Kwiecień5 - 5
- 2014, Marzec1 - 7
- DST 50.00km
- Teren 20.00km
- Czas 03:50
- VAVG 13.04km/h
- Podjazdy 1136m
- Aktywność Jazda na rowerze
Zaporowe MTB - Myczkowce i Solina
Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 04.12.2014 | Komentarze 2
Wyjazd z Tomkiem dość wcześnie rano, kierunek Bieszczady. Po niecałych 2 h jazdy autem parkujemy ok. 5 km od Leska na parkingu pod Kamieniem Leskim. Na spokojnie składamy rowery i dopakowujemy plecaki. Najpierw jedziemy pozachwycać się urokami tego Kamienia Leskiego.
Kamień Leski w niepełnej okazałości.
Początek trasy to podjazd zielonym szlakiem pod Czulnię 576 m.n.p.m. Mało błota, fajnie nam się kręci, zjazd w kierunku Myczkowców polną drogą również przyjemny.
Troszkę ass-faltu i przejazd przez San , przez rzekę San :), która w miejscu naszej przeprawy jest wyjątkowo płytka.
San za zaporą Myczkowiecką, na lini widocznych zabudowań udało nam się przejechać prawie suchą stopą.
Jeszcze kilkaset metrów i dojeżdżamy do zapory Myczkowce. Przyznam się, że wielokrotnie bywałem na zaporze solińskiej, a na myczkowieckiej byłem po raz pierwszy. Oczywiście wielkością ustępuje tej w Solinie, ale nie ma tu na szczęście kramarzy i tłumów turystów.
Widok na Jezioro Myczkowieckie.
Po przyswojeniu dawki węglowodanów i odpowiedniej ilości hydratów kontynuujemy jazdę zielonym szlakiem. W pewnym momencie zastanawiamy się czy jeszcze jesteśmy na szlaku, bo nie możemy zlokalizować oznaczeń i jest on mocno zarośnięty. Upewniamy się dzięki navi, że to właściwa droga i czeka nas karczowanie tej paryji.
Test na spostrzegawczość : Gdzie jest Tomek? Odp: na zielonym szlaku i to dosłownie.
W końcu udało nam się wydostać na jakąś polane i zabieramy się za serwis roweru Tomka. Chwilę nam zeszło, bo usterki aż dwie ( nieszczęścia chodzą parami jak to mówią), kapeć i awaria hamulca.
Dalsza jazda w kierunku nieistniejącej już wsi Bereźnica Niżna całkiem przyjemna, z małą przeprawą wodną przez potok Bereźnica, ale tym razem przechodzimy grzecznie po kamyczkach.
Z Bereźnicy do Myczkowa, dalej szlakiem pod górę na Wierchy 635 m.n.p.m, gdzie robimy kolejny postój na napełnienie żołądków.
Widoki z Wierchów.
Miejsce odpoczynku i mój poprzedni rower, zdjęcie dodaję z sentymentu, bo zamieniony na 29" geja.
Dalsza jazda szutrówkami w kierunku Polańczyka. Momentami ostro w dół, więc można się nieźle ochłodzić, bo temperatura daje w kość. Najlepsze widoczki dzisiejszego dnia mamy właśnie tutaj, nawet zatrzymujemy się kilkakrotnie, żeby podziwiać piękno Bieszczad(ów).
Taaakie widoki !!!
Jezioro Solińskie podziwiamy ze wzgórza Plisz 583 m.n.p.m, z którego zjeżdżamy już na asfalty.
Jezioro Solińskie ze wzgórza Plisz.
Ruch samochodowy z racji sezonu urlopowego i dobrej pogody bardzo duży, w dół jednak nie jesteśmy gorsi od oooo. Momentami są nawet zakusy żeby wyprzedzać :). Jedziemy przez Polańczyk, przed Soliną Tomek pokazuje mi genialny leśny singiel. Szkoda, że jest dość krótki, ale zabawa naprawdę przednia.
Mijamy Solinę i jedziemy na Orelec. Do samego końca już tylko asfaltowo góra- dół.
Solina od strony Sanu.
Czasowo krótka wyrypa, powrót nie do końca zgodnie z planem Tomka, ale
tylko dlatego, że miałem jeszcze inne nie rowerowe plany na popołudnie.