Info

Suma podjazdów to 16545 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Nie mam rowerów...Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec1 - 5
- 2015, Luty6 - 20
- 2015, Styczeń2 - 8
- 2014, Listopad3 - 11
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień1 - 0
- 2014, Sierpień3 - 5
- 2014, Lipiec2 - 2
- 2014, Czerwiec2 - 10
- 2014, Maj2 - 9
- 2014, Kwiecień5 - 5
- 2014, Marzec1 - 7
- DST 50.00km
- Teren 30.00km
- Czas 04:40
- VAVG 10.71km/h
- Podjazdy 2143m
- Aktywność Jazda na rowerze
Beskid Sądecki i klątwa końca sezonu
Sobota, 15 listopada 2014 · dodano: 15.12.2014 | Komentarze 8
Razem z Pawłem i Tomkiem jedziemy w Beskid Sądecki. Nasz cel to jak zwykle dobrze się bawić, tym razem na Przehybie.
Dojeżdżamy do Gabonia, z którego prowadzi asfaltowa droga na samą Przehybę. Parkujemy na parkingu przy lesie na końcu wsi. Temperatura taka sobie, ogólnie jest nam chłodno, ale nie ubieramy się za grubo. Powód to właśnie solidny podjazd na Przehybę 1175 m.n.p.m.
Dopinamy plecaki i w górę. Dobra miejscówka, żeby ruszyć na szlak.
Zaczynamy podjeżdżać i już po kilkuset metrach z siedmiokilometrowego podjazdu ściągamy z siebie co się da. W moim przypadku do samego t-shirta. Naprawdę było nam gorąco, mimo mocniejszych podmuchów wiatru to nie wychłodziliśmy się, aż do pierwszego dłuższego postoju przy tzw. krześle św. Kingi. Ruszamy dalej, na samej Przehybie mocno wieje. Chowamy się w stołówce schroniska, żeby odpocząć i coś zjeść. Oprócz nas jest tam dwoje innych kolarzy, chłopak i dziewczyna. Któreś z nich podjechało na szosówce, więc chyba nie mieli w planach dalszej jazdy terenem :).
Schronisko na Przehybie.
Po odpoczynku ruszamy w dalszą drogę na Wielką Przehybę, gdzie wjeżdżamy na niebieski szlak.
Wielka Przehyba 1191 m.n.p.m, w lewo zjazd na niebieski szlak w kierunku Rytra.
W prawo kierunek na Radziejową. Może innym razem tam pojadę.
Niebieski funduje nam super zjazd. Było bardzo szybko i ryzykownie. Sporej wielkości kamienie i ciasny singiel. Dodatkowo mocne boczne podmuchy wiatru. Na jednej polance zawiało tak mocno, że przesunęło mnie o jakieś 1,5 metra w bok. Miałbym bliskie spotkanie ze sporą skałą, ale na centymetry się upiekło. Adrenalina zabuzowała w organizmie.
W międzyczasie zmieniamy szlak na zielony w kierunku Przysietnicy, który również dał nam sporo frajdy. Na dole ból nadgarstków dobitnie przypominał o tym co było za nami. Co robiło zawieszenie ja się pytam, a może pora na rower z dwupółką? :)
Odpoczynek przed zjazdem do Przysietnicy.
Piękna pogoda i widoki.
Po dojechaniu do Przysietnicy robimy postój pod spożywczakiem i uzupełniamy prowiant. Jaramy się też jeszcze raz tymi bajecznymi zjazdami i omawiamy szczegóły, którędy wrócimy na Przehybę. Początkowo jazda asfaltami, żeby zmienić nawierzchnię na szutrową. Podjazd po szutrach męczy mnie najbardziej. W fazie końcowej zostaje jazda leśnymi drogami. Ten podjazd był dużo bardziej widokowy i zarazem bardziej męczący niż pierwszy. Około 10 km pod górę ryje człowiekowi dyńkę.
W drodze na Przebybę, po raz drugi.
Pod Zgrzypami.
Przehyba na wyciągnięcie dłoni, na zoomie oczywiście :).
Nie dojeżdżamy już na sam szczyt Przechyby, lecz na rozwidleniu szlaków wybieramy zielony. Początek zielonego szlaku.
Doładowanie kaloriami + montaż gołpro = kroi się coś poważnego.
Jak wspominam zjazd zielonym szlakiem? Początkowo super, sporo luźnych kamieni, rynien podeszczowych i liści.
Później wydarzyło się coś co zakończyło dla mnie sezon wyrypowy 2014. Kiedy zaczęliśmy zjeżdżać po stromych skałach zaliczam OTB!!!
Mój błąd, jechałem za wolno i kamień zatrzymuje rower w miejscu, a grawitacja i dociążony plecak robią resztę. Ląduje na kolejnej półce skalnej. Tomek ściąga ze mnie rower, a ja staram się rozchodzić ból. Nie udaje się, a przed nami jeszcze kawałek w dół.
Jakoś tak niefortunnie poleciałem, że skręciłem nadgarstek i troszkę się poobijałem. Pierwsza myśl jednak była taka, że się połamałem i mam poważny problem.
Dzięki chłopaki za pomoc w ogarnięciu się i motywację do dalszej jazdy.
Siadam na rower i powoli zjeżdżam dalej, co bardziej niebezpieczne odcinki jednak sprowadzam. Ręka boli mnie coraz bardziej i na samym dole nie jestem już w stanie trzymać kierownicy oburącz.
Dalszy dojazd do samochodu już na moje szczęście tylko asfaltami. Docieramy tuż po zmroku.
Podsumowując, gdybym nie wywinął orła, byłbym w euforii. Czasem jednak się zdarza, taki "kubeł zimnej wody na głowę".
Cytując Foresta Gumpa: SHIT HAPPENS :)
Pocieszam się, że dotknęło mnie to już praktycznie na koniec sezonu. Taki niefart w środku, albo na początku zniweczył, by wiele planów.
2014 obfitował bowiem w super wyjazdy, no i noga też podawała. Udało się też wszystko pogodzić z pracą i rodzinką. Stworzyła się też fajna ekipa wyjazdowa.
Dzisiaj po 4 tygodniach usztywnienia ręki, zdjąłem ortezę. Było minęło, trzeba robić plany na 2015.
Podziękowania za wspólne wycieczki i pozdrowienia dla moich ziomków w składzie:
Tomek vel TMXS ( do dzisiaj nie mam odwagi zapytać dlaczego XS, a nie TMXL)
Sebastian vel Seba
Jacek vel Yazoor
Paweł vel Kundello
Marek vel Marektrek ( Marek jeśli czytasz, to za moim przykładem dopisz zaległe relacje :P)
drugi Paweł vel Dak
Największe jednak uznanie dla mojej żony Zosi, za wyrozumiałość dla mojej nierzadko brudnej pasji.
Komentarze
Ja poleciałem takich OTB ze 4 w tym roku, także to norma, miałeś pecha, że to było na litej skale :).
Od razu mówię, że jak wsadzisz 2półkę w te 29 cali to będę się z tego śmiał przez następne 4 sezony :).
Tak wogóle to czemu piszesz już podsumowanie jak jeszcze jest 2 tygodnie na jazdę w tym roku?? :)