Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Tobol23 z miasteczka Rzeszów. Mam przejechane 1569.48 kilometrów w tym 652.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 14.16 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 16545 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tobol23.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:102.00 km (w terenie 76.00 km; 74.51%)
Czas w ruchu:09:52
Średnia prędkość:10.34 km/h
Suma podjazdów:2648 m
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:51.00 km i 4h 56m
Więcej statystyk
  • DST 45.00km
  • Teren 36.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 6:00min/km
  • Podjazdy 1141m
Uczestnicy

Na koniec Świata czyli Czerwonym z Balnicy do Łupkowa

Sobota, 28 czerwca 2014 · dodano: 04.12.2014 | Komentarze 0

Wyjazd zaplanowany przez Tomka. Celem było pokonanie odcinka czerwonego szlaku granicznego z Balnicy do Łupkowa.
Startujemy z miejscowości Maniwów, by po krótkim czasie dotrzeć do Balnicy. Tu zaczynamy eksplorację "czerwonego". Początek zapowiada nam super zabawę.


Tak początkowo wyglądał czerwony szlak - soczysty singielek.


Po krótkim jednak czasie zobaczyliśmy coś takiego.

Przez pasmo musiała przetoczyć się jakaś konkretna nawałnica, albo seria nawałnic, bo im dalej zapuszczaliśmy się robiło się nieciekawie.


Nie liczyliśmy ile razy bawiliśmy się w "przełaj", ale na pewno dużo.

Przez dłuższy czas jazda wyglądała tak, że jechało się max 100 -150 m, zsiadło się, przenosiło rower nad pniem i dalej jechało. Coś takiego potrafi nieźle człowieka zmęczyć. Tomek był bardzo zawiedziony i myśląc, że jestem na niego wkurzony za wybór trasy, co chwila pokutnie bił się w pierś. Ok, fajniej by było śmignąć tę traskę na prędkości, ale czasem tak bywa, jak się człowiek na koniec świata wybierze, więc nie jego wina.
Oczywiście fajne odcinki też bywały, a od Wysokiego Gronia - 905 m.n.p.m znowu zaczęła się fajna jazda.


Po minie kolegi widać, że jakość szlaku się poprawiła.

Zauroczony malowniczymi widokami, tracę czujność i przez wysokie trawy jadę na pewniaka, by po chwili wpaść w czułe objęcia matki Ziemi. Leżąca w poprzek ścieżki duża gałąź ściąga mnie z roweru w ciągu kilku milisekund. Zero czasu na reakcję, na wypięcie się z es-pe-de. Na szczęście samo się powypinało, rower został, a ja parę metrów dalej wąchałem ściółkę. Lądowanie miałem miękkie i szybko kontynuowaliśmy dalszą jazdę.
Szlak robi się nieźle zarośnięty i zaczynam zabierać pasażerów na gapę. W tym sezonie dopadła mnie kleszczofobia. Naczytałem się o tym małym gównie i przy każdym pauzowaniu bacznie oglądam ręce i nogi.


Tak jesteśmy na szlaku.

Trawy w pewnym momencie sięgają szyi, a my próbujemy znaleźć transgraniczny tunel kolejowy. W końcu udaje nam się.


416 metrów z zakrętami i wypadasz na Słowacji - odpuszczamy, bo tu też jest fajnie.

Wzdłuż torów docieramy do opuszczonej stacji w Łupkowie, widoki zapierają dech w piersiach.




Widok na lewo.


Na prawo.

 Z Łupkowa trochę szutrami, trochę asfaltami wracamy do auta. Przeciągnęła się nam się w czasie ta wyrypa, głównie ze względu na stan szlaku. Koniec Świata po prostu.


KONIEC ŚWIATA na koniec relacji.



Kategoria Samochodowe


  • DST 57.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 05:22
  • VAVG 10.62km/h
  • Podjazdy 1507m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Szczawne czyli mix Bieszczadzko-Beskidzki

Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 02.12.2014 | Komentarze 10

Wyjazd z gatunku samochodowych, tym razem na pogranicze Bieszczadów i Beskidu Niskiego. Z samego rana wraz z Tomkiem i Sebą pakujemy się w auta i jedziemy naprzeciw przygodzie. Dojeżdżamy do miejscowości Szczawne, gdzie parkujemy pod zabytkową cerkwią.


Cerkiew w Szczawnem.

Szybki montaż rowerów i okazuje się, że mój przedni hamulec to kompletny flak. W takich chwilach ręce opadają, ale co zrobić?
Ruszamy żółto - czarnym szlakiem w kierunku Rzepedki.


Rzepedka 708 m.n.p.m. już niedaleko - bardzo przyjemnie się jedzie taką szutrówką.

Na szczycie Rzepedki zbaczamy na Szeroki Łan 688 m.n.p.m, żeby trochę odpocząć i delektować się widokami.


Widoczek z Szerokiego Łanu.

Powrót na szlak i ruszamy w kierunku Wahalowskiego Wierchu 666 m.n.p.m. Momentami zanim docieramy do GSB błądzimy po konkretnych paryjach. Z Wahalowskiego zjeżdżamy do Komańczy.


 Z Wahalowskiego w kierunku Komańczy.

W Komańczy postanowiliśmy coś zjeść, trafiamy do baru przy skrzyżowaniu na Czystogarb. Tacy zmęczeni i tu takie rozczarowanie. Frytki w ilości ile się zmieści w garści małego dziecka i  w cenie jak na Krupówkach, beka była konkretna :)
"Najedzeni" opuszczamy Komańczę i jedziemy do Duszatyna.


Most kolejki na Osławie w kierunku Duszatyna.


Jeziorka Duszatyńskie planujemy wykręcić bez wypychu i udaje nam się. Oczywiście zawsze wybieramy trudniejsze warianty. Dla Seby mogło się to w pewnym momencie źle skończyć, kiedy nieplanowanie zaczął podjeżdżać po korzeniach na tylnym kole. Na szczęście ładnie się złożył, a krzaki dobrze amortyzują.


Odpoczynek przy pierwszym jeziorku.


We własnej osobie - zadowolony, choć na pewno konkretnie ujechany.


Drugie jeziorko.

Z jeziorek nie za bardzo da się już podjechać na Chryszczatą, ze względu na nachylenie i sporą ilość wystających korzeni.
Wypych na Chryszczatą 997 m.n.p.m dał nam nieźle w kość. Kto tam był ten wie, że to nie jest widokowy szczyt, cały jest mocno zalesiony oraz znajduje się na nim wieża geodezyjna.



Po odpoczynku zaczynamy zjazd niebieskim szlakiem w kierunku przełęczy pod Suliłą. Fajny stromy singielek, ale do ogarnięcia na tylnym hamplu :P. Nie ukrywam jednak, że po dotarciu na przełęcz, mimo zmęczenia i walki ze szlakiem byliśmy mega zadowoleni.
Zaczynamy podjeżdżać pod Suliłę 759 m.n.p.m, a końcówkę tradycyjnie wypychamy w asyście wszystkich okolicznych much.
Jak zawsze w Bieszczadach wypych się opłaca i czeka nas kolejny bajeczny zjazd.


Widokowo.

Po zjechaniu do Rzepedzi, zostało tylko dotoczyć się asfaltem na parking skąd wyruszyliśmy. Mocno ujechani, ale bardzo zadowoleni, bo plan wyjazdu zrealizowaliśmy w 100 % wracamy do Rzeszowa.


Kategoria Samochodowe