Info

Suma podjazdów to 16545 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Nie mam rowerów...Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec1 - 5
- 2015, Luty6 - 20
- 2015, Styczeń2 - 8
- 2014, Listopad3 - 11
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień1 - 0
- 2014, Sierpień3 - 5
- 2014, Lipiec2 - 2
- 2014, Czerwiec2 - 10
- 2014, Maj2 - 9
- 2014, Kwiecień5 - 5
- 2014, Marzec1 - 7
Lipiec, 2014
Dystans całkowity: | 140.00 km (w terenie 62.00 km; 44.29%) |
Czas w ruchu: | 10:00 |
Średnia prędkość: | 14.00 km/h |
Suma podjazdów: | 2239 m |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 70.00 km i 5h 00m |
Więcej statystyk |
W Świętokrzyskim Zamczysko ≠ Zamek
Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 05.12.2014 | Komentarze 0
Wszędzie mocno popadało, więc nie było po co pchać się w Beskid czy Bieszczady. Jednak mnie i Tomka "nosiło", żeby pojechać jakieś solidne MTB i jednocześnie nie utonąć w błocie. Wybór padł na Góry Świętokrzyskie. Obaj byliśmy tam po raz pierwszy.
Tomek zaplanował również zwiedzanie zamku Krzyżtopór w Ujeździe. Zaparkowaliśmy na parkingu przy zamku i po "cywilu" poszliśmy obejrzeć ruiny zamku. Po szczegóły o jego historii odsyłam do Wikipedii. Dodam tylko, gdyby ktoś się mnie zapytał czy warto tam pojechać, zdecydowanie jestem na tak.
Zamek Krzyżtopór.
Pół godziny później zbieramy się, pakujemy w siebie jakiś koks od Tomka i ruszamy. Cel to Pasmo Jeleniowskie. Zaczynamy czerwonym pieszym, by po ujechaniu niecałego km. podjąć decyzję dnia. Przed nami niewielki strumyk, który po ostatnich opadach troszkę przybrał i jego nurt zrobił się dość wartki. Albo przechodzimy po najbardziej prowizorycznej kładce, albo objeżdżamy to dodając kilka km asfaltowych i tracąc czas. Zaryzykowałem pierwszy, najwyżej będę mokry. Krok po kroczku udało się, kolega wziął ze mnie przykład i jedziemy dalej.
Kładka.
Strumyk, albo już niewielka rzeczka.
Udało się sucha stopą.
Kilka szutrowo- asfaltowych kaemów i docieramy do Pasma. Błoto? Jak to? Tutaj?
Na pocieszenie dodam, że po takim bocie to ja mogę jeździć. Rower nie grzęźnie, i nie jest nim oblepiony. Taka bardziej brejka, która chalpie spod kół, ale od razu odpada.
Łagodniejsze warunki na Paśmie Jeleniowskim.
Jazda Pasmem Jeleniowskim w takich warunkach to doskonała okazja do doskonalenia techniki. Non stop błotko, czasem jechaliśmy też jakimiś strumyczkami, zapadając się po osie w kałużach. Zapomniałbym dodać, że jest też rozmoknięta glina, która w pewnym momencie chciała mnie pochłonąć, a na pewno mojego buta :).
Wyższe szczyty Pasma to Truskolaska 448 m.n.p.m, Wesołówka 469 m.n.p.m , Szczytniak 554m.n.p.m. i Jeleniowska Góra 533 m.n.p.m.
Szczytniak 554 m.n.p.m.
Na Szczytniaku odpoczywamy chwilkę i zamieniamy kilka zdań ze spotkanymi tam trzema innymi fanami emtebe.
Zjazd ze Szczytniaka nie jest w takich warunkach ciekawy. Jechaliśmy po korzeniach, stumieniach, ogólnie wolno i asekuracyjnie.
Jedyną nadzieję pokładaliśmy na tym paśmie w zjeździe z Jeleniowskiej Góry. Było lepiej, ale też bez szału.
Wyjeżdżamy na asfalt i dokręcamy do Łagowa. Musimy dokupić prowiant i chcemy zjeść coś na ciepło. Gastronomia niestety tam kuleje. Ostatecznie wciągamy zapiekanki pod jakimś barem.
Dalsza jazda to pieszy niebieski początkowo asfaltem mocno pod górę, co w tym upale nie było przyjemne.
Góra Jeleniowska i Szczytniak z niebieskiego szlaku.
Asfalt zamieniamy na szuterki i tymi docieramy znowu do lasu. Podjeżdżamy Kiełki 452 m.n.p.m. Warto było, bo zjazd jest stromszy niż poprzednie i nawet techniczny, bo po kamieniach i korzeniach. W niższych partiach lasu błoto jednak nie odpuszcza i robi się nawet gęstsze i bardziej zamulające.
Wtaczamy się na Zamczysko 422 m.n.p.m. Wcześniej zastanawialiśmy się skąd się wzięła taka nazwa. Na miejscu nie mamy już wątpliwości. Całe Zamczysko pokryte jest luźnymi kamieniami. Jazda po nich nie jest łatwa, bo podłoże non stop pracuje i usuwa się spod kół.
Widoki z Zamczyska.
Zamczysko - postój pod krzyżem i podziwianie okolicznej panoramy.
Zjazd z Zamczyska to poezja emtebe. Poziom trudności zdecydowanie największy tego dnia, jest stromo i po kamieniach.
Bardzo nam się podobało, trzeba tu kiedyś wrócić.
Powrót na parking pod zamkiem Krzyżtopór, to spora ilość asfaltowych kilometrów, z przerwą na małe bro w lokalnym sklepiku, przejazdem przez jakieś płaskie leśne odcinki i trochę polnych dróg.
Podsumowując Świętokrzyskie nadaje się do jazdy i trzeba tam będzie wrócić, bo są też ponoć inne smaczki tych okolic
- DST 50.00km
- Teren 20.00km
- Czas 03:50
- VAVG 13.04km/h
- Podjazdy 1136m
- Aktywność Jazda na rowerze
Zaporowe MTB - Myczkowce i Solina
Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 04.12.2014 | Komentarze 2
Wyjazd z Tomkiem dość wcześnie rano, kierunek Bieszczady. Po niecałych 2 h jazdy autem parkujemy ok. 5 km od Leska na parkingu pod Kamieniem Leskim. Na spokojnie składamy rowery i dopakowujemy plecaki. Najpierw jedziemy pozachwycać się urokami tego Kamienia Leskiego.
Kamień Leski w niepełnej okazałości.
Początek trasy to podjazd zielonym szlakiem pod Czulnię 576 m.n.p.m. Mało błota, fajnie nam się kręci, zjazd w kierunku Myczkowców polną drogą również przyjemny.
Troszkę ass-faltu i przejazd przez San , przez rzekę San :), która w miejscu naszej przeprawy jest wyjątkowo płytka.
San za zaporą Myczkowiecką, na lini widocznych zabudowań udało nam się przejechać prawie suchą stopą.
Jeszcze kilkaset metrów i dojeżdżamy do zapory Myczkowce. Przyznam się, że wielokrotnie bywałem na zaporze solińskiej, a na myczkowieckiej byłem po raz pierwszy. Oczywiście wielkością ustępuje tej w Solinie, ale nie ma tu na szczęście kramarzy i tłumów turystów.
Widok na Jezioro Myczkowieckie.
Po przyswojeniu dawki węglowodanów i odpowiedniej ilości hydratów kontynuujemy jazdę zielonym szlakiem. W pewnym momencie zastanawiamy się czy jeszcze jesteśmy na szlaku, bo nie możemy zlokalizować oznaczeń i jest on mocno zarośnięty. Upewniamy się dzięki navi, że to właściwa droga i czeka nas karczowanie tej paryji.
Test na spostrzegawczość : Gdzie jest Tomek? Odp: na zielonym szlaku i to dosłownie.
W końcu udało nam się wydostać na jakąś polane i zabieramy się za serwis roweru Tomka. Chwilę nam zeszło, bo usterki aż dwie ( nieszczęścia chodzą parami jak to mówią), kapeć i awaria hamulca.
Dalsza jazda w kierunku nieistniejącej już wsi Bereźnica Niżna całkiem przyjemna, z małą przeprawą wodną przez potok Bereźnica, ale tym razem przechodzimy grzecznie po kamyczkach.
Z Bereźnicy do Myczkowa, dalej szlakiem pod górę na Wierchy 635 m.n.p.m, gdzie robimy kolejny postój na napełnienie żołądków.
Widoki z Wierchów.
Miejsce odpoczynku i mój poprzedni rower, zdjęcie dodaję z sentymentu, bo zamieniony na 29" geja.
Dalsza jazda szutrówkami w kierunku Polańczyka. Momentami ostro w dół, więc można się nieźle ochłodzić, bo temperatura daje w kość. Najlepsze widoczki dzisiejszego dnia mamy właśnie tutaj, nawet zatrzymujemy się kilkakrotnie, żeby podziwiać piękno Bieszczad(ów).
Taaakie widoki !!!
Jezioro Solińskie podziwiamy ze wzgórza Plisz 583 m.n.p.m, z którego zjeżdżamy już na asfalty.
Jezioro Solińskie ze wzgórza Plisz.
Ruch samochodowy z racji sezonu urlopowego i dobrej pogody bardzo duży, w dół jednak nie jesteśmy gorsi od oooo. Momentami są nawet zakusy żeby wyprzedzać :). Jedziemy przez Polańczyk, przed Soliną Tomek pokazuje mi genialny leśny singiel. Szkoda, że jest dość krótki, ale zabawa naprawdę przednia.
Mijamy Solinę i jedziemy na Orelec. Do samego końca już tylko asfaltowo góra- dół.
Solina od strony Sanu.
Czasowo krótka wyrypa, powrót nie do końca zgodnie z planem Tomka, ale
tylko dlatego, że miałem jeszcze inne nie rowerowe plany na popołudnie.