Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Tobol23 z miasteczka Rzeszów. Mam przejechane 1569.48 kilometrów w tym 652.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 14.16 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 16545 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tobol23.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2014

Dystans całkowity:182.66 km (w terenie 105.00 km; 57.48%)
Czas w ruchu:13:15
Średnia prędkość:13.79 km/h
Suma podjazdów:2181 m
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:60.89 km i 4h 25m
Więcej statystyk
  • DST 80.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 17.78km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pogórze Strzyżowskie z Sebą na nowej carbie

Niedziela, 31 sierpnia 2014 · dodano: 10.12.2014 | Komentarze 0

Zgadaliśmy się z Sebą, że z racji niepewnej pogody pojeździmy sobie gdzieś w okolicy Rzeszowa. Wybór padł na Pogórze Strzyżowskie, które zaproponował Seba. Chcąc przetestować świeżo poskładany sprzęt bardzo pasowała mi taka opcja.


Coś lekkiego, póki co 10,04 :)

Wracając do wyjazdu, koło południa wyruszamy w kierunku Kielanówki, mijamy Racławówkę i terenem jedziemy w okolice Babiej Góry. Czerwonym podjeżdżamy pod Krzyż Milenijny w Niechobrzu. Tam odpoczynek i ładowanie energii batonami i żelami.


Pod Krzyżem Milenijnym, w tle Rzeszów.

Na zoomie.

Spod Krzyża asfaltem wyjeżdżamy do Niechobrza Górnego i tam skręcamy do lasu. Warunki raczej przeciętne, błotko jest, miejscami nawet sporo. Dojeżdżamy do żółtego szlaku i podjeżdżamy Grochowiczną. Dodam, że fajnie się podjeżdża na lżejszym sprzęcie.
Przez Wólkę fajnym zjazdem do Czudca, tam jazda wzdłuż Wisłoka, mijamy ośrodek rekreacyjny "Kaczarnica".


Dylemat dnia: po schodach, a może jednak po kostce?

Odcinek do Nowej Wsi pokonujemy asfaltem, by na koniec po płytach dość szybko nabrać wysokości. Ten podjazd jest na prawdę konkretny i nie szczególnie za nim przepadam. Już dwa razy zjeżdżając tam przestrzeliłem zakręt, bo mnie poniosła ułańska fantazja.


Płytowy podjazd  na żółtym szlaku w Nowej Wsi.

Na szczycie koło przewróconej tablicy informacyjnej ( leży tak już od zimy) robimy kolejny postój. Dalej jazda w stronę stoku w Strzyżowie nadal żółtym szlakiem.
Na sam stok nie jedziemy, zaczynamy zjazd do Strzyżowa początkowo asfaltem, by po chwili skręcić w lewo i kontynuować jazdę szutrem i później znowu przez chwilę asfaltem. Bardzo fajny odcinek, bardzo szybki. Polecam.


Strzyżów.

Wyjeżdżamy  na górce przed Strzyżowem. Zjeżdżamy do Żarnowej i w przydrożnej restauracji wypijamy po małej kolce na pokrzepienie, bo czeka nas terenowy podjazd na Kopalinę. 463 m.n.p.m.
Powolutku podjeżdżamy prawie całość, bo niestety końcówka została rozjeżdżona przez sprzęt rolniczy i można tam utonąć w błocie.


Widoki z Kopaliny.

Niebo nie wygląda za dobrze.

Terenem jedziemy do Wyżnego, dalej asfaltem żeby zdążyć przed nadchodzącym deszczem asfaltami przez Babicę, Lubenię i Zarzecze. W Zarzeczu wjeżdżamy na ścieżkę wzdłuż Wisłoka. Koło Boguchwały mimo, że spinamy się jak tylko możemy deszcz nas dogania. Ten ostatni odcinek zepsuł  mi odczucia z dzisiejszej wycieczki. Jak na ironię padać przestaje kiedy dojeżdżamy do zapory na Wisłoku w Rzeszowie. Kompletnie przemoknięty i zziębnięty wracam do domu.
Rower przeszedł chrzest bojowy, a taki był ładny, amerykański :)
Zdjęcia wyłącznie autorstwa Seby, bo zapomniałem zabrać aparatu.


Kategoria Lokalne bliskie


  • DST 54.00km
  • Teren 39.00km
  • Czas 04:15
  • VAVG 12.71km/h
  • Podjazdy 1003m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wtopić się w dzicz, Kanasiówka - Nowy Łupków

Piątek, 22 sierpnia 2014 · dodano: 07.12.2014 | Komentarze 3

Wycieczka dla mnie o tyle wyjątkowa, że z udziałem moich dwóch kumpli z Lublina. Kilka dni wcześniej ugaduję się z Jackiem, żeby mnie odwiedził to pojedziemy w Bieszczady. Jackowi udało się namówić na wyjazd również Pawła. Chłopaki pojawiają się u mnie na dzień przed wyrypą. Kilka bro i rozmowy do późna, ale trochę czasu się nie widzieliśmy to nie można inaczej.
Pobudka dość wcześnie i nie można powiedzieć, że jesteśmy wypoczęci, najważniejsze, że nastroje są bardzo pozytywne.


Dwaj brodacze Paweł ( po lewej)  i Jacek. Gdyby nie lajkra to wyglądaliby jak bieszczadzkie zakapiory.

Dość sprawnie dojeżdżamy do Komańczy, my parkujemy przy placu eventowym nad Osławicą, chłopaki jadą na kwaterę, bo planują zostać jeszcze jeden dzień.
Początkowo rozkręcamy się na asfalcie w kierunku Czystogarbu. W teren ruszamy żółtym szlakiem, podjazdem na Kanasiówkę 823 m.n.p.m. W rowerze coś mi trzeszczy, zatrzymuję się i kombinuję. Wyszło z tego nic, a prawie ułamałem zacisk koła. Człowiek ma czasem za dużo energii, a lepszy sposób na jej uwolnienie niż demolka sprzętu to przekazywanie kilodżuli na napęd.
Trochę jazdy, trochę wypychania. Niestety warunki pozostawiają wiele do życzenia. Błoto miejscami skutecznie uniemożliwia jazdę.


Kanasiówka -  odpoczynek.

Kierunek Nowy Łupków  - 7:30 h pieszo. Dlatego wolimy na rowerach.

Po odpoczynku na Kanasiówce interwałowa jazda pasmem granicznym przez Wysoki Bukowiec 848 m.n.p.m, Danową 841 m.n.p.m, Garb Średni 822 m.n.p.m.


Na paśmie granicznym. Chciało by się rzec sied...., poprawka trzech wspaniałych.

Po drodze zaliczamy kilka fajnych zjazdów na których tarcze hamulcowe mogą się zarumienić :).
Ostatni do Przełęczy Beskid nad Radoszycami zjeżdżamy jeszcze w komplecie. Tu około półgodzinny postój pod wiatą biwakową na wyżerkę i mała sesja fotograficzna z okoliczną panoramą w roli głównej. Paweł zadecydował, że wraca już asfaltem na kwaterę, my decydujemy się kontynuować dalej jazdę terenem w nadziei, na jeszcze lepsze emtebe.


Przełęcz Beskid nad Radoszycami - fajne miejsce na biwak.

Jakież było nasze rozczarowanie po ponownym wjeździe w teren. Jazda prawie w miejscu, bo koła zalepiły się błotem. Ciężko było nawet pieszo. Po opuszczeniu pasma granicznego i kontynuowaniu rzezi niebieskim całkiem porzuciliśmy nadzieję, że coś uda się jeszcze dobrze pojechać. Zazdrościliśmy Pawłowi, który pewnie już w tym czasie sączył zimne bro na kwaterce.


Cóż to była za rzeźnia.

Ostatecznie nieźle sponiewierani dotarliśmy na pola nad Łupkowem.


Tomek (TMXS) czyli pierwszy prawilny endurorajder podkarpacia, moja skromna osoba, a w oddali opuszczona stacja kolejowa Łupków.



Widoczek na Bieszczady Zachodnie.

Drogami polnymi zaczęliśmy zjazd do Nowego Łupkowa. Było super, prędkość powyżej 60km/h potrafi wyzwolić sporą dawkę adrenaliny i endorfin u każdego fana MTB. Później już tylko musieliśmy asfaltowo dotrzeć do Komańczy, więc raczej relaks.
Na podsumowanie powtórzę, że nie było łatwo. W dobrym towarzystwie człowiek jednak dużo lepiej znosi wszelkie niedogodności.
Dla chłopaków z Lbl to była wyrypa tego sezonu, bo na co dzień to mają u siebie super warunki, ale na szosę albo przełaj. Do "prawdziwego" MTB potrzebne są jednak "prawdziwe" górki. Fajnie było też spotkać po dłuższym czasie starych kumpli.
Kilka użytych w relacji zdjęć autorstwa Tomka.


Kategoria Samochodowe


  • DST 48.66km
  • Teren 36.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 10.81km/h
  • Podjazdy 1178m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ostra Beskidzka wyrypa zakończona w czarnym worze

Sobota, 2 sierpnia 2014 · dodano: 06.12.2014 | Komentarze 2

Minął tydzień od melanżu w Świętokrzyskim i trzeba było gdzieś pojechać. Wybór padł na Beskid Niski. Razem z Tomkiem, Sebą i drugim Tomkiem na dwa auta dojeżdżamy do miejscowości Stasiane. Na dzień dobry po ujechaniu kilkuset metrów czeka nas tęgi wypych na Ostrą 687 m.n.p.m, co w tym ukropie nie jest za fajne, bo kto lubi na dzień dobry ostro z buta pod górę?


Ostra i koksów dwóch.

No i my :), jak rzadko kiedy zdjęcie oddaje realne nachylenie stoku.

Zjazd z Ostrej nie był już tak estremalny jak podejście. Z Ostrej kierujemy się w kierunku Lipowca, Jazda na adrenalinie, bo chwilami trawersujemy nad przepaściami. Zjazd do Lipowca okazał się bardzo fajny :). Odpoczywamy chwilkę , bo czeka nas podjazd na Kamień pod Jaśliskami 857 m.n.p.m. Powoli, bo powoli, ale wytaczamy się na górę i dojeżdżamy do pasma granicznego.  Kolejny zjazd  w stronę Fujowa daje mnóstwo frajdy.


Zaczynamy zjazd w stronę Fujowa 767 m.n.p.m .

Na Fujowie odświeżamy znajomość angielskiego, zagadując z turystami ze Słowacji. Dalej znowu porcja zjazdów do przełęczy Beskid.
Opuszczamy graniczny i dalej jedziemy niebieskim aż do Jałowej Kiczery.


W drodze niebieskim z Przełęczy Dukielskiej.


Oznaczenie na szlaku mówi samo za siebie.

Zaczynam łapać drugi oddech i jazda w szpicy "peletonu" sprawia mi dużo radości. Znam siebie i wiem, że rozkręcam się po 20 km, a około 40-go nie czuję już takiego zmęczenia i organizm jest bardziej posłuszny jak trzeba dać z siebie wszystko.
W oddali słyszymy grzmienie i zaczyna lekko kropić, do wieży widokowej Świdnik na Słowacji mamy już niedaleko, wiec zwiększamy tempo. Udaje nam się dojechać tuż przed burzą i warunkowo wpuszczają nas na górę. Niestety dzisiaj z pogodą nie ma żartów i szybko trzeba się ewakuować z balkonu widokowego ze względów bezpieczeństwa.




Widoki z wieży Świdnik.

Ulewa dogania nas tuż po zejściu z wieży i chwilę musimy odczekać, bo jazda beż odzieży przeciwdeszczowej nie jest do ogarnięcia w tej temperaturze ( spadek o ładnych kilka stopni).


Czekamy na poprawę pogody i liczymy błyskawice.

Po około pół godziny, gdy zaledwie dżdży decydujemy się zjechać asfaltem do Barwinka. Jest zimno i nieprzyjemnie. Za przejściem granicznym zajeżdżamy do przydrożnego baru, ogrzać się i zjeść coś ciepłego na podbudowanie morale.


Haute couture -  Jan Niezbędny, kolekcja MTB lato 2014.

Dobre nie może trwać wiecznie, znowu trzeba stawić czoła warunkom i wrócić jakoś do samochodów. Panowie na stacji benzynowej ratują mnie przed hipotermią czarnym worem, tzn. peleryna przeciwdeszczową. Ostatnie asfaltowe kilometry to jazda na przetrwanie. Zimny prysznic spod kół i niska temperatura dają  mi się już we znaki.  W końcu dojeżdżamy na parking, myjemy rowery w rzeczce nieopodal i pakujemy się na powrót.
Fajnie było, szkoda tylko, że popadało, bo mogliśmy wrócić terenem.
Niektóre zdjęcia autorstwa Seby, za co z góry dziękuję.


Kategoria Samochodowe