Info

Suma podjazdów to 16545 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Nie mam rowerów...Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec1 - 5
- 2015, Luty6 - 20
- 2015, Styczeń2 - 8
- 2014, Listopad3 - 11
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień1 - 0
- 2014, Sierpień3 - 5
- 2014, Lipiec2 - 2
- 2014, Czerwiec2 - 10
- 2014, Maj2 - 9
- 2014, Kwiecień5 - 5
- 2014, Marzec1 - 7
Samochodowe
Dystans całkowity: | 675.13 km (w terenie 440.00 km; 65.17%) |
Czas w ruchu: | 55:38 |
Średnia prędkość: | 11.42 km/h |
Suma podjazdów: | 13726 m |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 51.93 km i 4h 38m |
Więcej statystyk |
Pogórze Przemyskie
Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 13.05.2014 | Komentarze 7
Wyjazd stał pod wielkim znakiem zapytania do samego końca. Po przebudzeniu razem z Tomkiem doszliśmy do wniosku, że mimo niepewnej pogody pojedziemy do Birczy, z której poeksplorujemy trochę Pogórze Przemyskie.
Na miejscu jesteśmy koło 8.30. Parkujemy na przycmentarnym parkingu. Miejscówka przemyślana, są kontenery na śmiecie i zaplecze sanitarne.
Przed jazdą krótka kontemplacja i zrzucenie zbędnego balastu.
Zaczynamy 9% podjazdem na Korzenie, który ciągnie się jakieś 2 km, więc rozgrzewka zostaje uznana za odbytą.
Pogoda zaczyna kaprysić, robi się chłodniej zaczyna kropić, ale braliśmy to pod uwagę.
Czerwony szlak prowadzi nas przez Łodzinkę do Posady Rybotyckiej. Sporo tutaj opuszczonych zabudowań. Tomek lubi bardzo takie klimaty, więc troszkę szwędamy się po pustostanach.
Z Posady Rybotyckiej podjeżdżamy na Kopystańkę (541 m.n.p.m). Początkowo po wielkiej płycie, później już terenowo.
Po drodze w samochodzie Tomek uprzedzał mnie o klątwie Pogórza P. i kapciach jakie tu łapał wcześniej. Jasne moje pancerne IRC i kapice! Żeby nie było oczywiście podczas przejazdu przez paryję łapię gumę.
Chwila odpoczynku dla strudzonych bajkerów.
W końcu docieramy na Kopystańkę. Wieje mocno, ale widoki i przestrzeń robią wrażenie.
Kopystańka 541m.n.p.m
Szybko zjeżdżamy i pakujemy się w drogę, którą spływają chyba wszystkie okoliczne strumyki poopadowe.Fajny klimat jazda takim zalanym wąwozem. Na pewno jeszcze fajniejszy podczas upałów.
Docieramy do miejscowości Brylińce, gdzie robimy przymusowy postój, bo znowu mocno pada.
Wiemy już, że nie uda nam się przejechać zaplanowanej trasy i mocno ją modyfikujemy decydując się na jazdę asfaltami.
Jazda do Cisowej też nie wygląda za ciekawie. Na szczęście pogoda daje nam fory i wychodzi słoneczko.
Nie decydujemy się już na powrót w teren. Serpentymami zjeżdżamy do Birczy i tak kończymy tę wyrypę.
Jestem zadowolony, że ruszyliśmy się poza RZ. Szkoda, że rozpogodziło się dopiero koło 14, bo pewnie byłoby dużo fajniej, ale i tak uważam, że to udany wypad.
Wnioski są takie, że trzeba będzie tam jeszcze wrócić.
Sporo takich, bądź temu podobnych przejazdów musieliśmy dzisiaj zaliczyć - płyta pokryta glonem jest zdradliwa.
Dwa energetyki to za mało na Góry Słonne
Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 06.04.2014 | Komentarze 2
Wyjazd od A do Z zaplanowany przez Tomka. Jemu też przypadł
laur pierwszeństwa opisania tej wyrypy. Relacja Tomka jak zwykle w jego wykonaniu skrupulatna i wyczerpująca. Nie chciałbym być monotonny i dublować opisu trasy
i zdjęć, więc od razu odsyłam na jego bloga.
Skupię się na swoich subiektywnych odczuciach pisanych na „chłodno”,
bo wczoraj było za dużo emocji, adrenaliny i potu.
Wypad dla mnie najlepszy w tym sezonie, a że sezon się
rozkręca poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko dla kolejnych.
Okolice Sanoka kolejny raz zaskoczyły mnie pozytywnie. Byłem
tam 2 lata temu na zawodach i było super, ale tym razem trasa zaplanowana przez
Tomka dedykowana była bardziej rowerom z pełnym zawieszeniem i skokiem zdecydowanie
większym niż 100 mm.
Sanok w tle.
Zjazdy na pełnej prędkości pokonywaliśmy niczym F16 i
Eurofighter, lecąc nisko nad ściółką balansując od lewej do prawej i omijając
co większe kamole i gałęzie.
Dawno tak dobrze się nie bawiłem i nie zmęczyłem. Za każdy
zjazd trzeba było bowiem zapłacić frycowe w postaci wjazdu bądź wypychu roweru.
Tych drugich nie brakowało i to nie za sprawą zmęczenia, ale nachylenia terenu
i momentami średniej przejezdności szlaków.
Wypych.
Kilka razy naprawdę można było solidnie „spalić łydę” na
podejściach.
Na koniec byliśmy już konkretnie ujechani, ale mega
zadowoleni.
Życzyłbym sobie więcej takich weekendowych wyjazdów.
Poniżej kilka zdjęć, które dodaję celem wzbogacenia treści.
Ruiny zamku, który odwiedziliśmy widziane z innej perspektywy.
W tym miejscu zdecydowaliśmy się lekko skrócić zaplanowaną trasę.
Beskid Niski i debiut na BS
Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 30.03.2014 | Komentarze 7
Mój pierwszy dalszy wyjazd w tym roku i pierwszy wpis na BS-ie! Zaczęło się eksplorowanie dalszych okolic wspomagane dojazdem oooo. Wyjazd zorganizowany na spontanie. Dzień wcześniej Yazoor pochwalił się, że wybierają się z Sebol w Beskid Niski. Nie ma się nad czym zastanawiać trzeba się dołączyć, info doTmxs i jest już pełny skład, bo miejsca na osobo-rower w oooo mam tylko dla dwóch.
Wyjazd z RZ o 8:30, na miejscu startu w Tylawie jesteśmy ok 10. Składamy sprzęt i jazda. Początek błotnisty i z przeprawami przez różne przeszkody terenowe.
Co niektórzy sprawdzali czy woda zimna? Reszta sprawdzała na dalszym odcinku trasy.
Później wcale nie było łatwiej.
Wspinamy się na cel naszej wyprawy Baranie 754 m.n.p.m. Końcówka jest tak stroma, że musimy podprowadzać, z resztą nie ostatni raz.
Na Baranim znajduje się 3 poziomowa wieża widokowa, ale wyżej niż na 1-szy poziom nie wszedłem.
Następnie jazda szlakiem granicznym w większej części w dół. Momentami adrenalina zagłusza zdrowy rozsądek i robi się średnio bezpiecznie, ale obyło się bez przyziemień.
Czas a w zasadzie jego deficyt sprawia, że musimy zmodyfikować nasz plan i kolejny cel Kiczera nie zostaje zdobyta.
W drodze powrotnej odwiedzamy muzeum Łemków i ku naszemu zaskoczeniu znajdujemy tam bardzo ciekawe eksponaty.
Końcówka asfaltowa na rozkręcenie nóg.
Podsumowując bardzo udana wyrypa, w super składzie.