Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Tobol23 z miasteczka Rzeszów. Mam przejechane 1569.48 kilometrów w tym 652.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 14.16 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 16545 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tobol23.bikestats.pl
  • DST 45.00km
  • Teren 36.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 6:00min/km
  • Podjazdy 1141m
Uczestnicy

Na koniec Świata czyli Czerwonym z Balnicy do Łupkowa

Sobota, 28 czerwca 2014 · dodano: 04.12.2014 | Komentarze 0

Wyjazd zaplanowany przez Tomka. Celem było pokonanie odcinka czerwonego szlaku granicznego z Balnicy do Łupkowa.
Startujemy z miejscowości Maniwów, by po krótkim czasie dotrzeć do Balnicy. Tu zaczynamy eksplorację "czerwonego". Początek zapowiada nam super zabawę.


Tak początkowo wyglądał czerwony szlak - soczysty singielek.


Po krótkim jednak czasie zobaczyliśmy coś takiego.

Przez pasmo musiała przetoczyć się jakaś konkretna nawałnica, albo seria nawałnic, bo im dalej zapuszczaliśmy się robiło się nieciekawie.


Nie liczyliśmy ile razy bawiliśmy się w "przełaj", ale na pewno dużo.

Przez dłuższy czas jazda wyglądała tak, że jechało się max 100 -150 m, zsiadło się, przenosiło rower nad pniem i dalej jechało. Coś takiego potrafi nieźle człowieka zmęczyć. Tomek był bardzo zawiedziony i myśląc, że jestem na niego wkurzony za wybór trasy, co chwila pokutnie bił się w pierś. Ok, fajniej by było śmignąć tę traskę na prędkości, ale czasem tak bywa, jak się człowiek na koniec świata wybierze, więc nie jego wina.
Oczywiście fajne odcinki też bywały, a od Wysokiego Gronia - 905 m.n.p.m znowu zaczęła się fajna jazda.


Po minie kolegi widać, że jakość szlaku się poprawiła.

Zauroczony malowniczymi widokami, tracę czujność i przez wysokie trawy jadę na pewniaka, by po chwili wpaść w czułe objęcia matki Ziemi. Leżąca w poprzek ścieżki duża gałąź ściąga mnie z roweru w ciągu kilku milisekund. Zero czasu na reakcję, na wypięcie się z es-pe-de. Na szczęście samo się powypinało, rower został, a ja parę metrów dalej wąchałem ściółkę. Lądowanie miałem miękkie i szybko kontynuowaliśmy dalszą jazdę.
Szlak robi się nieźle zarośnięty i zaczynam zabierać pasażerów na gapę. W tym sezonie dopadła mnie kleszczofobia. Naczytałem się o tym małym gównie i przy każdym pauzowaniu bacznie oglądam ręce i nogi.


Tak jesteśmy na szlaku.

Trawy w pewnym momencie sięgają szyi, a my próbujemy znaleźć transgraniczny tunel kolejowy. W końcu udaje nam się.


416 metrów z zakrętami i wypadasz na Słowacji - odpuszczamy, bo tu też jest fajnie.

Wzdłuż torów docieramy do opuszczonej stacji w Łupkowie, widoki zapierają dech w piersiach.




Widok na lewo.


Na prawo.

 Z Łupkowa trochę szutrami, trochę asfaltami wracamy do auta. Przeciągnęła się nam się w czasie ta wyrypa, głównie ze względu na stan szlaku. Koniec Świata po prostu.


KONIEC ŚWIATA na koniec relacji.



Kategoria Samochodowe


  • DST 57.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 05:22
  • VAVG 10.62km/h
  • Podjazdy 1507m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Szczawne czyli mix Bieszczadzko-Beskidzki

Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 02.12.2014 | Komentarze 10

Wyjazd z gatunku samochodowych, tym razem na pogranicze Bieszczadów i Beskidu Niskiego. Z samego rana wraz z Tomkiem i Sebą pakujemy się w auta i jedziemy naprzeciw przygodzie. Dojeżdżamy do miejscowości Szczawne, gdzie parkujemy pod zabytkową cerkwią.


Cerkiew w Szczawnem.

Szybki montaż rowerów i okazuje się, że mój przedni hamulec to kompletny flak. W takich chwilach ręce opadają, ale co zrobić?
Ruszamy żółto - czarnym szlakiem w kierunku Rzepedki.


Rzepedka 708 m.n.p.m. już niedaleko - bardzo przyjemnie się jedzie taką szutrówką.

Na szczycie Rzepedki zbaczamy na Szeroki Łan 688 m.n.p.m, żeby trochę odpocząć i delektować się widokami.


Widoczek z Szerokiego Łanu.

Powrót na szlak i ruszamy w kierunku Wahalowskiego Wierchu 666 m.n.p.m. Momentami zanim docieramy do GSB błądzimy po konkretnych paryjach. Z Wahalowskiego zjeżdżamy do Komańczy.


 Z Wahalowskiego w kierunku Komańczy.

W Komańczy postanowiliśmy coś zjeść, trafiamy do baru przy skrzyżowaniu na Czystogarb. Tacy zmęczeni i tu takie rozczarowanie. Frytki w ilości ile się zmieści w garści małego dziecka i  w cenie jak na Krupówkach, beka była konkretna :)
"Najedzeni" opuszczamy Komańczę i jedziemy do Duszatyna.


Most kolejki na Osławie w kierunku Duszatyna.


Jeziorka Duszatyńskie planujemy wykręcić bez wypychu i udaje nam się. Oczywiście zawsze wybieramy trudniejsze warianty. Dla Seby mogło się to w pewnym momencie źle skończyć, kiedy nieplanowanie zaczął podjeżdżać po korzeniach na tylnym kole. Na szczęście ładnie się złożył, a krzaki dobrze amortyzują.


Odpoczynek przy pierwszym jeziorku.


We własnej osobie - zadowolony, choć na pewno konkretnie ujechany.


Drugie jeziorko.

Z jeziorek nie za bardzo da się już podjechać na Chryszczatą, ze względu na nachylenie i sporą ilość wystających korzeni.
Wypych na Chryszczatą 997 m.n.p.m dał nam nieźle w kość. Kto tam był ten wie, że to nie jest widokowy szczyt, cały jest mocno zalesiony oraz znajduje się na nim wieża geodezyjna.



Po odpoczynku zaczynamy zjazd niebieskim szlakiem w kierunku przełęczy pod Suliłą. Fajny stromy singielek, ale do ogarnięcia na tylnym hamplu :P. Nie ukrywam jednak, że po dotarciu na przełęcz, mimo zmęczenia i walki ze szlakiem byliśmy mega zadowoleni.
Zaczynamy podjeżdżać pod Suliłę 759 m.n.p.m, a końcówkę tradycyjnie wypychamy w asyście wszystkich okolicznych much.
Jak zawsze w Bieszczadach wypych się opłaca i czeka nas kolejny bajeczny zjazd.


Widokowo.

Po zjechaniu do Rzepedzi, zostało tylko dotoczyć się asfaltem na parking skąd wyruszyliśmy. Mocno ujechani, ale bardzo zadowoleni, bo plan wyjazdu zrealizowaliśmy w 100 % wracamy do Rzeszowa.


Kategoria Samochodowe


  • DST 71.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:40
  • VAVG 19.36km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kamionka Falls

Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 01.12.2014 | Komentarze 2

Moja obecna niedyspozycja nie pozwala mi pójść i pojeździć na rowerze. Korzystając jednak z chwil wolnego czasu postaram się nadrobić zaległości we wpisach na blogu :) Od maja nazbierało się troszkę tego. Opiszę jednak tylko najciekawsze wyjazdy, bo na krótkie "jazdki" to szkoda klepania. Nie ukrywam, że w retrospekcji będę się podpierał wpisami współtowarzyszy moich wypraw, szczególnie Tomka, bo z nim jeździłem najwięcej.
18.05. wybieramy się z Tomkiem nad zalew w Kamionce, całkiem blisko od Rzeszowa. Żeby było zabawniej pojechaliśmy na rowerach zupełnie nie z tej epoki. Zabytki spisały się jednak znakomicie.


Mój Cannon z ramą o geometrii moździerza. Toporny, ale jedzie się wygodnie, no i jeszcze made in usa :P

Do Kamionki zasuwamy głównie samymi asfaltami przez Kielanówkę, Błędową Zgłobieńską, Trzcianę, Olchową, gdzie dokupujemy prowiant w miejscowym sklepiku i chwilę odpoczywamy. Później dojeżdżamy do Sędziszowa Małopolskiego, który mi osobiście zawsze kojarzył z fabryką filtrów samochodowych :).
Z Sędziszowa wyludnionymi asfaltami docieramy prosto do Kamionki. Tam również przedsezonowe puchy, miejsce jest jednak bardzo urokliwe i tak przypadło mi do gustu, że latem kilka razy byłem tam się "pobyczyć" z rodzinką i znajomymi.


Kamionka #1

Kamionka #2

Kamionka Falls :P

Droga powrotna do Rzeszowa zupełnie inną trasą, przez miejscowości: Ruda, Czarna Sędziszowska gdzie po odkrywce piachu powstały konkretnych rozmiarów jeziorka.


Czarna Sędziszowska #1

Czarna Sędziszowska #2

Później powrót wzdłóż autostrady A4, drogami technicznymi, gdzie momentami nabieraliśmy techniki jazdy terenowej, bo ni stąd ni zowąd droga zmieniała się w konkretną paryję.


Niespodziewane i miłe dla nas widoki - Ranczo przy drodze technicznej A4.

W Mrowli wracamy już na normalną cywilną drogę i przez Rudną i Miłocin docieramy do Rzeszowa.
Wycieczka typowo krajoznawcza, ale było fajnie.
Ma swój urok, tak sobie przypominać po jakimś czasie, ale nie ukrywam, że gdyby nie blog Tomka, troszkę by mi z pamięci umknęło.



Kategoria Lokalne dalsze


  • DST 40.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 13.33km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pogórze Przemyskie

Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 13.05.2014 | Komentarze 7

Wyjazd stał pod wielkim znakiem zapytania do samego końca. Po przebudzeniu razem z Tomkiem doszliśmy do wniosku, że mimo niepewnej pogody pojedziemy do Birczy, z której poeksplorujemy trochę Pogórze Przemyskie.
Na miejscu jesteśmy koło 8.30. Parkujemy na przycmentarnym parkingu. Miejscówka przemyślana, są kontenery na śmiecie i zaplecze sanitarne.


Przed jazdą krótka kontemplacja i zrzucenie zbędnego balastu.

Zaczynamy 9% podjazdem na Korzenie, który ciągnie się jakieś 2 km, więc rozgrzewka zostaje uznana za odbytą.
Pogoda zaczyna kaprysić, robi się chłodniej zaczyna kropić, ale braliśmy to pod uwagę.
Czerwony szlak prowadzi nas przez Łodzinkę do Posady Rybotyckiej. Sporo tutaj opuszczonych zabudowań. Tomek lubi bardzo takie klimaty, więc troszkę szwędamy się po pustostanach.
Z Posady Rybotyckiej podjeżdżamy na Kopystańkę (541 m.n.p.m). Początkowo po wielkiej płycie, później już terenowo.
Po drodze w samochodzie Tomek uprzedzał mnie o klątwie Pogórza P. i kapciach jakie tu łapał wcześniej. Jasne moje pancerne IRC i kapice! Żeby nie było oczywiście podczas przejazdu przez paryję łapię gumę.


Chwila odpoczynku dla strudzonych bajkerów.

W końcu docieramy na Kopystańkę. Wieje mocno, ale widoki i przestrzeń robią wrażenie.


Kopystańka 541m.n.p.m







Szybko zjeżdżamy i pakujemy się w drogę, którą spływają chyba wszystkie okoliczne strumyki poopadowe.

Fajny klimat jazda takim zalanym wąwozem. Na pewno jeszcze fajniejszy podczas upałów.

Docieramy do miejscowości Brylińce, gdzie robimy przymusowy postój, bo znowu mocno pada.
Wiemy już, że nie uda nam się przejechać zaplanowanej trasy i mocno ją modyfikujemy decydując się na jazdę asfaltami.
Jazda do Cisowej też nie wygląda za ciekawie. Na szczęście pogoda daje nam fory i wychodzi słoneczko.
Nie decydujemy się już na powrót w teren. Serpentymami zjeżdżamy do Birczy i tak kończymy tę wyrypę.
Jestem zadowolony, że ruszyliśmy się poza RZ. Szkoda, że rozpogodziło się dopiero koło 14, bo pewnie byłoby dużo fajniej, ale i tak uważam, że to udany wypad.
Wnioski są takie, że trzeba będzie tam jeszcze wrócić.


Sporo takich, bądź temu podobnych przejazdów musieliśmy dzisiaj zaliczyć - płyta pokryta glonem jest zdradliwa.





Kategoria Samochodowe


  • DST 77.50km
  • Teren 35.00km
  • Czas 04:35
  • VAVG 16.91km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Plan był inny, ale też było super.

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 26.04.2014 | Komentarze 1

Plan na dzisiejszy dzień był zupełnie inny. Niestety Tomek źle się czuł i objechanie żółtego szlaku wokół RZ nie wypaliło. Ustawiłem się za to z Jackiem i Sebastianem.
Ruszamy w samo południe w kierunku Pstrągowej. Przez Starowinę docieramy pod Krzyż w Niechorzu. Nie czuję się za ciekawie po ostatnim przeziębieniu, chłopakom ciepło, a ja marznę i czuję, że to nie jest mój dzień, ale przecież nie wrócę do domu.


Seba wyluzowany, a ja w skupieniu odprawiam modły, żeby te czarne chmury nie zmieniły się w opad.

Kilka minut po opuszczeniu punktu widokowego zaczyna lekko kropić, na szczęście dla nas po chwili przestaje i już do końca wypadu pogoda była dla nas łaskawa.
Ruszamy dalej przez Wielki Las, mający pewien ogromny walor w postaci ścieżki dydaktycznej, którą rozpoczyna fajny singiel w dół.
Oczywiście przeginam z prędkością i nie wyrabiam na jednym ze skrętów, co kończy się zeskokiem w biegu z roweru. Później kilka śliskich kładek i fajny podjazd. Fajna miejscówka.


Debata w Wielkim Lesie, nad dalszym przebiegiem trasy.

Po jakimś czasie docieramy do Pstrągowej, chwila odpoczynku, pompowania zawieszeń i obieramy kierunek żółtym szlakiem na Nową Wieś i dalej Czudec.


Optymizm dopisuje - gdzieś między Pstrągową a Nową Wsią.

Podczas zjazdu do Nowej Wsi ułańska fantazja znowu mnie ponosi i tym razem przestrzelam zakręt i ląduję na zaoranym polu. Na szczęście ziemia po opadach jest na tyle namoknięta, że koła wcinają się w orkę i nie zaliczam otb.


Ten zjazd pozwala się dobrze rozpędzić, jednak na zakrętach polecam zwalniać.

W Czudcu uzupełniamy zapasy w lokalnym sklepiku i podjazdem koło cmentarza jedziemy na Grochowiczną. Terenowy podjad na Grochowiczną po ścince przypomina bajoro. Mijamy ścianki wyjedżone na crossach.


Jacek sprawdzał czy pochłonie mu rower, ale jak widać mogłoby tylko buta.


Porządek po wycince na Grochowicznej. No i wypych.

Powrót przez Boguchwałę i wzdłuż zalewu.
Koło zapory Seba jedzie w swoją stronę, a ja wraz z Jackiem jedziemy na myjkę.
Było co myć, błota po ostatnich opadach szczególnie na polach nie brakowało. W jednym miejscu glina tak pozalepiała nam koła, że nie obracały się, a rowerom przybyło pewnie po kilka kg.
Bardzo udana wycieczka, mimo że nie jechało mi się komfortowo, bo czułem się osłabiony po przebytym przeziębieniu.


Kategoria Lokalne dalsze


  • DST 26.27km
  • Teren 16.00km
  • Czas 01:52
  • VAVG 14.07km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Deja Vu - Las na Słocinie

Wtorek, 22 kwietnia 2014 · dodano: 22.04.2014 | Komentarze 0

Po długim okresie nie jeżdżenia, przyszedł czas żeby coś pokręcić. Trasa krótka, żeby niepotrzebnie nie obciążać organizmu. Pogoda super, w słoneczku koło 30 stopni. Warunki w terenie wyśmienite, błotko pojawia się okazjonalnie, nie kurzy się i przyczepność taka jakiej zawsze bym sobie życzył.
Wszystko rośnie, kwitnie, zazielenia się. Jest pięknie. Niestety jedyne co może człowiekowi zepsuć nastrój w takich okolicznościach to zachowanie innego człowieka. Na Magdalence jakiś ...... wyrzucił wory pełne śmieci. Nie skomentuję tego, bo każdy myślący ma podobne stanowisko.
Pętelka w lasku na Słocinie daje mega frajdę z jazdy, szczególnie odcinki w dół.
W drodze powrotnej spotykam Jacka , który dopiero co wjechał na czarny szlak. Zastanawiam się chwilę czy nie zrobić z nim 2-giej pętelki, ale czas za bardzo mi już nie pozwala, więc wracam do miasta.


Dojazdówka do lasu - ul. Św. Faustyny


W prawo czy w lewo oto jest pytanie? - Tu i tam jest fajnie


Chamstwo i krótkowzroczność.


Kategoria Lokalne bliskie


  • DST 26.56km
  • Teren 16.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 15.47km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Las na Słocinie i 4 bażanty

Wtorek, 8 kwietnia 2014 · dodano: 08.04.2014 | Komentarze 0

Wybrałem się na jeden z moich ulubionych okolicznych szlaków. Czarny rowerowy w Lesie na Słocinie. Mam blisko i nie tracę czasu na dojazd w teren. Jak zwykle przez ul. Bł. Karoliny wpadam na żółty szlak, który prowadzi do czarnego rowerowego.



Pogoda, a szczególnie temperatura sprzyja wycieczkom na oo. Bardzo dobrze mi się kręciło więc pozwalałem sobie na większe tempo
niż zazwyczaj.


Jest kilka fajnych singielków na tym szlaku.


Zielony dywanik i Zawilce.

W połowie trasy odbiłem i zahaczyłem o Magdalenkę

Widok z Magdalenki.

Jako, że pojechałem bez plecaka zdjęcia zrobiłem telefonem, co  resztą widać.
Chyba ten czarny szlak szybko mi się nie znudzi i jeszcze nie raz na moim BS-ie zagości podobny wpis.
PS. Widziałem 4 bażanty, niestety nie zdążyłem zrobić zdjęć stąd tytuł wpisu.


Kategoria Lokalne bliskie


  • DST 49.97km
  • Teren 38.00km
  • Czas 04:46
  • VAVG 10.48km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dwa energetyki to za mało na Góry Słonne

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 06.04.2014 | Komentarze 2

Wyjazd od A do Z zaplanowany przez Tomka. Jemu też przypadł laur pierwszeństwa opisania tej wyrypy. Relacja Tomka jak zwykle w jego wykonaniu skrupulatna i wyczerpująca. Nie chciałbym być monotonny i dublować opisu trasy i zdjęć, więc od razu odsyłam na jego bloga.
Skupię się na swoich subiektywnych odczuciach pisanych na „chłodno”, bo wczoraj było za dużo emocji, adrenaliny i potu.
Wypad dla mnie najlepszy w tym sezonie, a że sezon się rozkręca poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko dla kolejnych.
Okolice Sanoka kolejny raz zaskoczyły mnie pozytywnie. Byłem tam 2 lata temu na zawodach i było super, ale tym razem trasa zaplanowana przez Tomka dedykowana była bardziej rowerom z pełnym zawieszeniem i skokiem zdecydowanie większym niż 100 mm.



Sanok w tle.

Zjazdy na pełnej prędkości pokonywaliśmy niczym F16 i Eurofighter, lecąc nisko nad ściółką balansując od lewej do prawej i omijając co większe kamole i gałęzie.
Dawno tak dobrze się nie bawiłem i nie zmęczyłem. Za każdy zjazd trzeba było bowiem zapłacić frycowe w postaci wjazdu bądź wypychu roweru. Tych drugich nie brakowało i to nie za sprawą zmęczenia, ale nachylenia terenu i momentami średniej przejezdności szlaków.

Wypych.

Kilka razy naprawdę można było solidnie „spalić łydę” na podejściach.
Na koniec byliśmy już konkretnie ujechani, ale mega zadowoleni.
Życzyłbym sobie więcej takich weekendowych wyjazdów.

Poniżej kilka zdjęć, które dodaję celem wzbogacenia treści.



Ruiny zamku, który odwiedziliśmy widziane z innej perspektywy.

W tym miejscu zdecydowaliśmy się lekko skrócić zaplanowaną trasę.


Kategoria Samochodowe


  • DST 30.62km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:52
  • VAVG 16.40km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

W poszukiwaniu błota

Środa, 2 kwietnia 2014 · dodano: 02.04.2014 | Komentarze 2

Udało mi się wygospodarować troszkę czasu, żeby rozruszać kości. Postanowiłem wybrać się do Lasu na Słocinie.
Podjeżdżam go jak zwykle od ul. Św. Faustyny. Dalej wbijam na czarny szlak rowerowy.
Żałuję, że nie zabrałem aparatu, bo cały las usłany jest zielonym dywanem świeżych traw upiększonym morzem Zawilców gajowych. To znak, że wiosna zadomowiła się już na dobre.
Z czarnego odbijam i udaję się pod nadajnik na Magdalence. Znowu przydałby się aparat. Widoczność świetna, słoneczko świeci.
Wracam do Lasu na Słocinie tą samą drogą, robię pętelkę i Św. Faustyny powrót do miasta, gdzie dokręcam jeszcze kilka km.
Polecam ten szlak, chociaż dość krótki, jadąc ciut mocniejszym tempem można się zmęczyć. Jest tam troszkę interwałowo, ale każdy rowerzysta powinien dać sobie radę.
Aha, nawiązując do tytułu wpisu, niestety zawiodłem się. Na całym terenowym odcinku jedna prawie wyschnięta kałuża.
Ogólnie jeździ się super przyczepnie, ale za kilka dni, jeśli nic nie popada będzie się już mocno kurzyło.


Kategoria Lokalne bliskie


  • DST 40.00km
  • Teren 33.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Beskid Niski i debiut na BS

Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 30.03.2014 | Komentarze 7

Mój pierwszy dalszy wyjazd w tym roku i pierwszy wpis na BS-ie! Zaczęło się eksplorowanie dalszych okolic wspomagane dojazdem oooo. Wyjazd zorganizowany na spontanie. Dzień wcześniej Yazoor pochwalił się, że wybierają się z Sebol w Beskid Niski. Nie ma się nad czym zastanawiać trzeba się dołączyć, info doTmxs i jest już pełny skład, bo miejsca na osobo-rower w oooo mam tylko dla dwóch.
Wyjazd z RZ o 8:30, na miejscu startu w Tylawie jesteśmy ok 10. Składamy sprzęt i jazda. Początek błotnisty i z przeprawami przez różne przeszkody terenowe.


Co niektórzy sprawdzali czy woda zimna? Reszta sprawdzała na dalszym odcinku trasy.

Później wcale nie było łatwiej.


Wspinamy się na cel naszej wyprawy Baranie 754 m.n.p.m. Końcówka jest tak stroma, że musimy podprowadzać, z resztą nie ostatni raz.






Na Baranim znajduje się 3 poziomowa wieża widokowa, ale wyżej niż na 1-szy poziom nie wszedłem.


Następnie jazda szlakiem granicznym w większej części w dół. Momentami adrenalina zagłusza zdrowy rozsądek i robi się średnio bezpiecznie, ale obyło się bez przyziemień.

Czas a w zasadzie jego deficyt sprawia, że musimy zmodyfikować nasz plan i kolejny cel Kiczera nie zostaje zdobyta.



W drodze powrotnej odwiedzamy muzeum Łemków i ku naszemu zaskoczeniu znajdujemy tam  bardzo ciekawe eksponaty.

Końcówka asfaltowa na rozkręcenie nóg.
Podsumowując bardzo udana wyrypa, w super składzie.



Kategoria Samochodowe